Szpitalne jedzenie, czyli jak nie dostać wrzodów żołądka albo depresji
Masz prawo do pomieszczenia oraz wyżywienia adekwatnych do Twojego stanu zdrowia.
(ze strony Ministerstwa Zdrowia – jedno z praw pacjentów)
O szpitalnych posiłkach w naszym kraju krążą legendy (zainteresowanych odsyłam do strony na facebooku o szpitalnych posiłkach), Rzecznik Praw Obywatelskich donosi, że przepisy dotyczące świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych nie zawierają regulacji dotyczącej obowiązku zapewnienia świadczeniobiorcom zakwaterowania i wyżywienia. Nie ma przykładowo określonej stawki dziennej żywieniowej. Szpitale wydają na żywienie jednego pacjenta 6-10 zł, zdarzają się przypadki, że kilkanaście zł.
Wszyscy mamy prawo do równego dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych, także w zakresie żywienia, ale póki nie będzie odpowiednich regulacji pacjenci w wielu szpitalach będą jeść źle – monotonnie, niezdrowo, niesmacznie, że o stronie wizualnej posiłku nie wspomnę.
Dlaczego o tym piszę?
Tak się złożyło, że ostatnio sama doświadczam uroków szpitalnej kuchni, w jednym z warszawskich szpitali.
Posiłki kucharka rozwozi o: 7.30 – śniadanie, o 11.30 – obiad, ok. 15.30-16.00 – kolacja. Jeżeli ktoś rano ma być na czczo (o tym co z pacjentem decydują lekarze na obchodzie ok. 9.00-10.00) jego śniadanie leży na szafce szpitalnej i obsycha a herbata stygnie, czasami czeka w kuchni i kucharka potem przynosi zimny chleb prosto z lodówki (+ ciepłą, świeżą herbatkę, o!).
Pierwszego dnia na obiad się nie załapałam, bo kuchnia wydaje obiady tylko pacjentom przyjętym do szpitala do godz. 10 rano. Mnie przyjęto o 10.30.
Dodam tylko, że w tym samym szpitalu wcześniej zdiagnozowano u mnie podejrzenie cukrzycy i dano wielką rozpiskę co jeść, a czego mi nie wolno. W każdym razie białe pieczywo to dla mnie powinien być wróg nr 1, powinnam jeść co 2-3 h, jakieś 5-6 posiłków dziennie.
Dostawałam jednak posiłki jak wszyscy bez specjalnej diety, wszystkie wydawane w ciągu 8 h. Jak przeżyć kolejne 16 godzin doby i nie umrzeć z głodu – nie mówiono. Nigdzie nie wisi menu na dany dzień – pacjenci zatem codziennie czekają na „niespodzianki”.
To przykłady śniadań i kolacji (do pierwszej kolacji dodano jabłko i to był jedyny owoc zaserwowany w ciągu kilku dni, zamiast mielonki była kostka pasztetu).
Na talerzach mamy 2-3 kromki chleba (zwykły i pszenny), kostkę masła, 2-3 plastry mielonki konserwowej krojonej z bloku (niemal codziennie!) i warzywo w postaci ćwiartki pomidora, liścia sałaty albo połówki ogórka kiszonego.
Brak sera białego, sera żółtego, jajka, parówki itp.
A to obiady:
Zupę jak na pierwszym zdjęciu dostawałam przez 3 dni – każdego dnia lekko zmodyfikowane były proporcje ziemniaków, tartej marchewki, słoności. Zamiast zabielacza w postaci mąki były np. zacierki. Codziennie do obiadu ten sam „kompot” – czyli zabarwiona na czerwono woda, bez kawałka ugotowanego w tym owocu.
Mięso nr 1 to chyba jest kurczak (twardy, wiórowaty i zeschnięty) polany tłuszczem, do tego surówka z marchewki i jabłka.
Mięso nr 2 to klops z mortadeli w panierce. Sosu do mięsa i ziemniaków -brak.
Dla przykładu moja znajoma podrzuciła mi link do zdjęć posiłków szpitalnych na całym świecie.
Te posiłki nie tylko źle wyglądają, źle też smakują, jedzenie codziennie tego samego i o takich porach dnia jest okropne. Nie wiem jak wypada ich kaloryczność i jak wyglądają pod kątem tego, że podawane są chorym – jeżeli wpis czytają dietetycy i osoby zajmujące się żywnością i żywieniem zapraszam do komentowania.
Za wszystkie propozycje dożywiania, które otrzymałam – serdecznie dziękuję!
Mam nadzieję, że sama nie będę musiała przez długi czas jadać szpitalnej kuchni. Wydaje mi się, że to zależy od konkretnego miejsca, ale nie da się ukryć iż w większości posiłki nie są zadowalające.
Szczerze, potrawy na Twoich zdjęciach i tak nie wyglądają najgorzej (lekka ironia). W czasie mojego pobytu dostałem jedną wielką papkę i z trudem rozpoznałem co jest kotletem, a co ziemniakami. Ah…..
Absurd za absurdem, jedzenie jest częścią terapii i forma leczenia, jest bardzo ważnym elementem w trakcie hospitalizacji (i nie tylko oczywiście, ale w sytuacji walki z chorobą – przede wszystkim). Gdzie są dietetycy? Po co są zatrudniani i za co biorą wynagrodzenie?
Problem NIEDOŻYWIENIA pacjentów w polskich szpitalach jest powszechny, nawet nie chodzi o smak, wygląd czy wartości odżywcze posiłków ale sama ilość jest zatrważająca
Niestety w polskich szpitalach jest tragedia jesli chodzi o wyzywienie – a dobre jedzenie powinno byc czescia terapi.
Wystarczy porównac szpitale i ich dania z zachodnich krajów do naszych „plastrów” 🙁
Nie jestem dietetykiem, ale takie posiłki zdecydowanie nie nadają się dla cukrzyków. Sama choruję m.in na insulinooporność wskazana jest dla mnie dieta o niskim indeksie glikemicznym. Jeżeli zjem coś nie tak lub nie o tej porze co powinnam to hipoglikemia jak tra la la. W szpitalu byłam kilka lat temu ale jeśli chodzi o posiłki to nie mam dobrych wspomnień. Dostawaliśmy posiłki nie na talerzach lecz w opakowaniach jednorazowych ? (takich jak w restauracji dostaje się kupując jedzenie na wynos). Co ciekawe te opakowania były wielokrotnego użytku. Ja np. dostałam drugie danie w pojemniku, który był odbarwiony po buraczkach (pewnie z poprzedniego dnia)- szczerze nie chciało się jeść-nie wiem jak to mogło przejść. Nie wiem również jak jest w chwili obecnej w tym szpitalu. Życzę pani dużo zdrowia i wytrwałości w trzymaniu diety.
A jak jedzą więźniowie? Tam wystarczy dla dobrej diety zmienic religie
Cóż, wypada zgodzić się z przedmówcami 🙂 Absurdy gonią absurdy, a szpitalne jedzenie to nie legenda. Choń nas Panie, przed szpitalem 🙂 Dietetycy są, ale szptale mają wielu pacjentów, więc nie chcą się rozdrabniać na indywidulane diety, szpital to nie hotel. Piszę to z ironią, bo jak wcześniej zauważono – dieta to część terapii, ważna dla powrotu do zdrowia.
Jeżeli mam być całkowicie szczery – nie wygląda to u Ciebie już tak najgorzej. Widywałem gorsze rzeczy, gdzie kobieta w zaawansowanej ciąży dostawała… dwie parówki…
pozostaje nam……
NIE CHOROWAĆ! 🙂
Niestety wszystkie moje doświadczenia ze szpitalnym jedzeniem pokazują, że dobre jedzenie w publicznych szpitalach nie istnieje.
Najlepsze rozwiązanie to własna kuchnia 🙂
Niestety i tak nie masz na co narzekać. Twoje śniadanie i obiad były bardzo dobre w porównaniu do moich. Otrzymałam kromke chleba, plaster chyba najtańszej wędliny turystycznej i mały kawałek masła, a na obiad zupe, która była praktycznie samą wodą.
Wg. mnie jedzenie w dużej mierze zależy od szpitala w jakim pacjent jest hospitalizowany. Nie każdy szpital oferuje pożywienie tak słabej jakości.
Może zgadzam się z tym, że szpitale serwują nie tyle ile chcielibyśmy zjeść.