Wojewódzka komisja do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych cz. II
Dzisiaj wracam do wpisu, który zamieściłam na blogu na początku sierpnia br., a mianowicie Wojewódzka komisja do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych.
Wracam, bowiem w ubiegłym tygodniu uczestniczyłam w kolejnym posiedzeniu komisji, które okazało się być jej ostatnim (przynajmniej w tym składzie). Komisja miała przesłuchać dwóch świadków w sprawie – współmałżonka wnioskodawcy oraz ordynatora pozwanego szpitala. Pan ordynator nieobecność usprawiedliwił ważną konferencją. Przesłuchano więc jednego świadka i na tym poprzestano.
Najważniejszym dowodem w sprawie okazała się opinia biegłego – profesora Akademii. Opinia mieściła się na 1,5 stronicy czcionką Arial 12.
Przyznam szczerze, że przecierałam oczy ze zdumienia, ale potem doszłam do wniosku, że za taką stawkę to pewnie gdybym była biegłym też bym przysłała komisji „coś takiego”. Pisma tego opinią nazwać bowiem nie mogę.
A ile biegły dostanie za sporządzenie opinii dla komisji:
300 zł – w przypadku kosztów wynagrodzenia za sporządzenie opinii, o której mowa w art. 67i ust. 7ustawy z dnia 6 listopada 2008 r. o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, z tym że kwota ta ulega zwiększeniu o:
a) 150 zł – w przypadku gdy opinię sporządza osoba z tytułem naukowym profesora,b) 100 zł – w przypadku gdy opinię sporządza osoba ze stopniem naukowym doktora habilitowanego,c) 60 zł – w przypadku gdy opinię sporządza osoba ze stopniem naukowym doktora.ROZPORZĄDZENIE MINISTRA ZDROWIA z dnia 23 grudnia 2011 r. w sprawie zryczałtowanej wysokości kosztów w postępowaniu przed wojewódzką komisją do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych
Pismo jednak wystarczyło do tego by komisja oddaliła wszystkie wnioski dowodowe np. ten o przesłuchanie ordynatora, który był przecież wezwany i gdyby się stawił, byłby przesłuchany (argument: przedłużanie postępowania, pan ordynator będzie zeznawał na podstawie dokumentacji, a tę komisja ma), jak i o przesłuchanie biegłego („przedraża postępowanie”).
Wystarczyła opinia, by komisja wyrobiła sobie zdanie w sprawie, co więcej akcentowała je podczas przesłuchania świadka (co w sądzie jest nie do pomyślenia).
Nie muszę chyba pisać jaki jest wynik sprawy. Czekam na pisemne uzasadnienie orzeczenia.
„Najważniejszym dowodem w sprawie okazała się opinia biegłego – profesora Akademii. Opinia mieściła się na 1,5 stronicy czcionką Arial 12.”
Wyobrażam sobie co w niej było.
Niestety nie mam dobrego zdania o opiniach wystawianych przez „kwiat naukowy” polskiej medycyny. Mam nadzieję, że przynajmniej opinia była sporządzona w języku polskim, a nie „po polskiemu”.
Pamietam pewnego profesora, który pisał beznadziejne opinie, a sam grzmiał, że inne doktory pisac opinii nie umieją.
„Wystarczyła opinia, by komisja wyrobiła sobie zdanie w sprawie, co więcej akcentowała je podczas przesłuchania świadka (co w sądzie jest nie do pomyślenia).”
Przynajmniej przeczytali ową opinię, parę razy uczestniczyłem w rozprawach gdzie sąd nie był łaskawy zapoznać się z tym co napisałem.
Tak czy siak nie zazdroszczę. Chcieli mnie nawet w tym cudzie posadzić, ale uciekłem zagranicę ;]
Była po polsku 😉 ale nic w niej ciekawego nie było. Przygotowanie tej opinii łącznie z przesłaniem papierów z Komisji i odesłaniem tychże wraz z opinią zajęło około trzech tygodni.
Morfeuszu – ja się spotykam z dwoma rodzajami opinii – elaboratami na minimum kilkanaście stron ( ale znajduję tam wszystko łącznie z przytoczeniem pozwu, odpowiedzi na pozew i zeznaniami świadków, a treść istotna to jakieś ostatnie 2, 3 strony) albo z wersjami minimalistycznymi ( jak przytoczona we wpisie), które popełniają najczęściej jacyś asystenci, a odpowiednia osoba składa tylko podpis.
Mnie się kiedyś zdarzyło przesłuchiwać biegłego, który nie pamiętał co w opinii napisał.
”
Mnie się kiedyś zdarzyło przesłuchiwać biegłego, który nie pamiętał co w opinii napisał.”
Koledze zdarzyło się pomylić pacjentów – dwa takie same nazwiska. W czasie przesłuchania zaczął opowiadać nie o tym pacjencie co trzeba, na szczęście szybko kapnął się w czym rzecz i potem poszło już jak trzeba.
Pamiętam też pewnego sędziego, który jako żywo przypominał mi prof. Hołysta – nie tylko z wyglądu, logikę miał równie pokrętną i nigdy nie było wiadomo co za chwilę wymyśli i o co postanowi zapytac.
Nie rozumiem po co w kolejnych wpisach pisze Pani stawki w PLN za sporządzenie opinii, ekwiwalent za dzień nieobecności w pracy, za dojazd na posiedzenie… uważam, że rodzi to tylko frustrację wśród tych, którzy za 300 zł pracują przez cały tydzień. A wydawanie opinii przez specjalistów (którzy notabene sami często robią to niechętnie, bo równie dobrze ten czas woleliby spędzić z rodziną) to dodatkowa, bardzo odpowiedzialna powinność. dlatego dziwi mnie, że Pani, osoba „z wyżyn społecznych” karmi się takimi newsami. oczywiście poczytność Pani bloga rośnie…
Witam – już Pani/Panu odpowiadam. To blog prawniczy, nie lifestylowy. Ma cel przede wszystkim informacyjny i edukacyjny. Wpis jest z 2012 r. (i nie należy do gatunku newsów – takich proszę szukać na Pudelku, albo innym portalu plotkarskim), gdy Komisje były tworem zupełnie nowym.
Jak widać ów cel informacyjny został osiągnięty skoro Pan/Pani zadał sobie nawet trud kąśliwego komentarza kryjąc się pod nickiem „a”.
I nie jestem z wyżyń, raczej z nizin, bo mam jakieś 158 cm wzrostu ;-). Wyższe mam tylko wykształcenie.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do czytania bloga.